© Wszystkie prawa zastrzeżone

Szpikless

Szpikless…

Barcelona w tym roku chodzi mi po głowie. Co krok wracam do niej skojarzeniami. Po kolejnej sesji chemioterapii którą skończyłem przedwczoraj, lekarstwo siecze po wszystkim co mam w organizmie. Robi to nie patrząc, na którą bramkę to coś gra. Ginie więc to co mi zbędne i niepotrzebne, jak również to co w zasadzie by mi się jeszcze przydało. No i tym sposobem powoli zaczynam być bez szpiku… Szpikless jak to mawiają obcokrajowcy.

Więc w kokpicie mrugają wszystkie kontrolki, sygnał pull-up nawala w głośnikach, a na wyświetlaczach pokazują się coraz niższe wartości. Parametry lecą w dół, a lekarze uwijają się w ukropie nad myślą jak tu poderwać stery do góry żeby po raz kolejny wylądować bezpiecznie. Wyglądają na takich którzy są dobrzy w tą metodę lądowania. Nie będę im przeszkadzał. Ufam im, że wiedzą co robią i dobrze mi z tym poczuciem.

Jedyne czym mogę im teraz pomóc, to uciec w świat wyobraźni i przygotować przestrzeń w której ten szpik się znajdzie. Zaprogramować podświadomość. I tu wjeżdża Barcelona na białym koniu. Kości rysują się jak konstrukcje z Parku Guella, jak secesyjne wycieczki projektowe Gaudiego, biomorficzne kształty katedry pełne wpływu morskiej fauny uwidocznionej w najdrobniejszych detalach. No! To wszystko może się udać! To można podziwiać i ta nowa substancja może świetnie uzupełnić powstałą przestrzeń. To już nie jest surrealizm, to się dzieje naprawdę.

Tylko wiatr w Kielcach jest inny niż ten na wybrzeżu morza balearskiego. Ale od czego jest wyobraźnia.

Share this:
Top