© Wszystkie prawa zastrzeżone

Każdy ma swoje K2

Każdy ma swoje K2

Moja droga to sześć obozów i atak szczytowy. Opuściłem właśnie piątkę i wspinam się w kierunku ostatniego obozu przed szczytem. Zmęczenie daje się we znaki, choroba wysokościowa, niepewność, bezsenność i brak czucia w kończynach… Ale chęć zdobycia szczytu przesłania wszelkie niedogodności. Cel jest tylko jeden – wejść tam i popatrzeć na świat z góry. Przy pięknym słońcu – rozglądnąć się dookoła po panoramie otaczających szczytów. Osiągnąć cel. Mieć to za sobą, wrócić do bliskich i do codzienności. Do życia.

Każdy ma swój szczyt na który się wspina. Każdy szczyt jest trudny na miarę każdego ze zdobywców. Kiedyś, dawno temu, wejście na zaśnieżoną górkę w Parku Jordana było wyzwaniem i sprawiało radość, a teraz życie zaprowadziło mnie w wyższe góry. Nie ma co się obrażać ma rzeczywistość – zdobędę to!

Od startu, aż do obozu szóstego wykorzystam 12 worków przeciwciał, 66 worków chemii, 315 kroplówek, 265 zastrzyków aplikowanych własnoręcznie pomiędzy obozami, 3100 tabletek w trakcie wspinaczki (plus te serwowane przez Szerpów w obozach), 56 wlewów z antybiotykiem no i awaryjne dwukrotne przetaczanie płytek krwi. Trudno nazwać to stylem alpejskim w jakim Jurek Kukuczka wbiegał na kolejne ośmiotysięczniki. Zużywam mnóstwo ekwipunku i mam mnóstwo Szerpów do pomocy. Ale na razie dalej brnę bez tlenu. Nie jest to komercyjne wyjście. Nie jesteśmy tu dla przyjemności…

Jaki jest plan ataku szczytowego dowiem się już za niecałe 3 tygodnie wychodząc z obozu szóstego. Póki co rozkoszuję się każdym krokiem w kierunku kolejnego biwaku, łapiąc możliwą regeneracje w tej strefie śmierci.

Oby było okno pogodowe!

Share this:
Top